24 lut 2023

aktualizacja

 Aby nie tworzyć mnóstwa krótkich postów, robię taki jeden, w którym będę starać się regularnie zapisywać, jak mi tam idzie z pisaniem.

24.02.2023

Epilog UUW powstaje w bólach. Naprawdę, nie żartuję. Myślałam, że to będzie hop siup i zrobione, można grać w Touhou, a jednak nie. Napisałam kilka różnych scenek, głównie bardziej humorystycznych, niektóre rozwiązują wątki, których nie poruszyłam w ostatnim rozdziale, inne rozpoczynają kolejne, które potem będę poszerzać. Coraz bardziej myślę, czy nie napisać jedynie takiego streszczenia jak na koniec FSŻ, ale z drugiej strony, szkoda mi niektórych dialogów… Zobaczymy, jaki będę jutro miała humor.

Spojrzałam też w pierwsze rozdziały FSŻ i nadal widzę różne błędy i inne niedoróbki. Chyba muszę sobie znaleźć betę.

Upatrzyłam sobie jeden konkurs, być może wyślę na niego poprawioną Królową mrówek, ewentualnie inne opowiadanie, na które ostatnio przyszedł mi pomysł i raczej powinnam je szybko skończyć. Zobaczymy jak pyknie.

26.02.2023

Epilog skończony, można pograć w Touhou.

Pisanie mi teraz nie w głowie bo jak sobie grałam na gitarce wymyśliłam wspaniałą melodyjkę (ta, wymyśliłam, na pewno już w jakiejś piosence się pojawiła) i sobie stwierdziłam, że napiszę piosenkę. No i napisałam, po nagraniu brzmiała jak gówno, obrobienie też jej nie pomogło ale pomyślałam potem, że po co ją nagrywać - przecież prawdziwa muzyka jest tylko wtedy, jak słyszysz ją na żywo w chacie jakiegoś starego Norwega w środku norweskiego lasu. Może ktoś kiedyś dozna zaszczytu posłuchania tego wspaniałego hitu z wokalem, kto wie.

A tak wcześniej to napisałam jeszcze dwie piosenki, IMO fajne ale ta je przebija, sama bym słuchała jakby nagrał ją ktoś inny. 

(hehe, miała być notka o pisaniu a piszę o graniu, a co mi tam; ale spokojnie, Rusałka się pisze)

2.03.2023

Skończyłam konkursowe opko, krótkie ogólnie, nawet 2000 słów nie ma, ale i tak tworzyłam je dłużej niż myślałam. Dam je paru osobom do przeczytania, aby oceniły. Ja myślę, że ono okaże się albo bardzo dobre i głębokie, albo bardzo głupie i bełkotliwe, nic pomiędzy. Nawet nie umiem określić jego gatunku, dobrze, że istnieje takie określenie jak weird fiction.

A po wprowadzeniu poprawek wrócimy do Rusałki, która ostatnio robi się w bólach.

Moja wspaniała piosenka z kolei się nawet ulepszyła! Tu się robi coś wielkiego, ja Wam mówię. :P

4.03.2023

Borze, dopiero sobie teraz uświadomiłam, że Gwiazdka i Motyl miały być na pani. Zapomniałam o tym, gdy pisałam. D:

Swoją drogą, ostatnio fascynuje mnie koncept japońskich imion i bawiłam się, jakie imiona nosiłyby moje postacie w tym języku. Strasznie fajne jest to, że można podstawić różne znaki do jednego imienia i w ten sposób otrzymywać inne interpretacje. Aż szkoda, że w polskim nie ma takich kanji. :P

Tak przykładowo, to Gwiazdka Wysocka byłaby Takai Akari (高美星 - wysoki, piękno, gwiazda), chociaż jest wiele imion ze znakiem gwiazdy, ale to Akari mnie urzekło najbardziej. Wiadomo, Wiśnia Kochanowska to Aino Sakura (愛野櫻 - miłość, pole, wiśnia). Z nieba mi też spadło imię dla Halo - Enkou (円光 - koło, światło, w istocie aureola, o ile słownik mnie nie oszukuje), nie sądziłam, że takie istnieje. xD Motyl to mogłaby być Hirari (). Tutaj, jak w przypadku Gwiazdki, jest wiele imion z tym znakiem, natomiast Bursztyn to Tamako (珀瑚 - bursztyn, rytuał). Istnieje również fajne imię dla Rosy, w dodatku z idealnym zapisem - Akika (露歌 - rosa, piosenka). Dla Groma było sporo fajnych imion, wybrałam Raiyę (雷哉 - burza, start, trochę symboliczne w jego przypadku ;)). Niestety, problem mam z imionami dla Róży, Jagody i Diamencika. Róża (w znaczeniu kwiat) ma swoje kanji (薔薇), ale z tego co wiem, nie ma imienia, które można by było nimi zapisać. Jagoda i diament z kolei nie mają żadnych kanji (w przypadku jagody się nie dziwię, po co Japończykom miałoby być kanji na owoc, który u nich nie rośnie :P; w Wikipedii znalazłam określenie 西洋酸の木, dosłownie zachodnie drzewo kwasowe, nie skrzywdzę biednej Jagódki takim imieniem). Poszłam więc trochę na około - Jagodę przetłumaczyłam na Kamirę (果実藍 - owoc, uprzejmość/owoc, indygo; owoc indygo IMO oddaje bardzo dobrze). Diamencik z kolei zapisałam jako Naru (那琉 - piękno, lapis lazuli), nadal pozostajemy przy ładnych kamykach, ale z tego co widziałam, jest sporo imion ze znakami nawiązującymi do ładnych kamyków, więc może znajdę coś fajniejszego. Natomiast nad Różą myślę. Oczywiście, można by ją zapisać w katakanie (ローゼ) ale to nie pasuje do reszty imion Vidinianów i znika powiązanie z kwiatem. Jest sporo imion ze znakiem oznaczającym kwiat (), no ale tej róży mi szkoda trochę... Myślałam o czymś w rodzaju czerwony kwiat, no ale nic takiego nie ma*. Ale z drugiej strony przecież to fikcja, nikt mi nie zabroni nadać jej na imię Bara (薔薇), ale to w ogóle nie brzmi jak imię. Może jakieś Barako (薔薇), ale nadal jest takie se, z barakami się kurde kojarzy. Albo wymyślić jakieś w ogóle z kosmosu czytanie, bo czemu nie.

Ja to mam kurde problemy, powinnam pisać kolejny tom, a nie się w takie rzeczy bawić. xD 

PS Gwiazdka używałaby zaimku watakushi, a Diamencik byłaby bokukko. 

PPS W następnym odcinku imiona chińskie.

*Ha, a jednak jest! Nika (丹花- czerwony, kwiat). Brzmi... bardzo swojsko. :D

5.03.2023

Zajmuję się wszystkim, poza tym czym zająć się trzeba. Gdy słuchałam piosenki zespołu Lej Mi Pół Koszmar Dziekana zaświtał mi w głowie pomysł na opowiadanie o fabule... no, takiej samej, jak w tekście. Dziekan się budzi po potężnej imprezie na nieswoim wydziale i nie wie, o co chodzi. Ale oczywiście, u mnie by się okazało, że minęło 200 lat, ludzkość wyginęła, a świat jest pełen tałatajstwa, a on jest jedynym pozostałym przy życiu człowiekiem. Potem założyłby uniwersytet dla nieumarłych i tak kultura dziekana i piwa trwałaby dalej.

A rusałka się robi, w bólach, ale robi. Mam nadzieję, że jak skończę drugą część, to dalej będzie z górki - ogólnie są cztery, ale trzecia i czwarta powinny wyjść dość krótkie z porównaniu z pierwszą i drugą. Pierwsza ma 7k słów, a druga jak dotąd 6,5k, ale muszę napisać jeszcze przynajmniej trzy kluczowe sceny, więc może wyjść nieco dłuższa.

6.03.2023

Lubię ten moment, jak myślę nad fabułą, trudzę się nad jakąś wielką dziurą fabularną a wtedy nagle wszystko samo układa się na swoje miejsce. Tego osoby niepiszące nigdy nie zrozumieją. :P

Pisałam ostatnio fabułę dzieciaczków na nowo i wprowadziłam sporo zmian, na razie głównie w wydarzeniach z przyszłości. Po pierwsze, pierwotnie portal miał się otworzyć w już istniejącej szkole w 1928. Nie wiem czemu wtedy, chyba losową datę wybrałam. Nie miałam też żadnych pomysłów na postacie z tamtych czasów poza Rozalią. Poza tym, robiła nam się taka dziura historyczna, że portal mógłby narobić sporego ambarasu podczas II Wojny Światowej. :P A na nic takiego nie miałam pomysłu.

Przeniosłam więc to wspaniałe wydarzenie na końcówkę lat pięćdziesiątych i obecnie portal otworzył się w starych bunkrach, a z powodu przybywających kaudakordów zbudowano tam najpierw ośrodek wychowawczy, a potem szkołę - i to się idealnie spaja, bo w latach sześćdziesiątych budowano szkoły tysiąclecia. Poza tym zawsze wyobrażałam sobie trójkę jako taką szkołę, więc przedwojenna data byłaby bez sensu

Przesunęłam również datę urodzin Rozalii Przewodowskiej z 1899 na 1915, tak, aby była dyrektorką jeszcze w czasach przybycia Balbiny Majewskiej (babci Nadii) do naszego świata. Jeszcze nie wiem, czy Rozalia dożyje 2002, ale raczej nie, więc tym razem osiągnięcie setki nie będzie jej niestety dane. 

A, no i chyba największa zmiana, a mianowicie... Zmieniłam płeć dyrektora. Już nie Piotr Kamiński, a Teresa Kamińska. Czemu? Nie ukrywam, że mi się ta postać rozrosła. Nie przemyślałam go w ogóle, miał być na początku tylko dyrektorem, który gdzieś tam siedzi i jest podejrzany, ale zaczął robić... Nieco inne rzeczy, powiedzmy, bo chyba do tego momentu w pisaniu nie dotarłam. A wiem, że na początku myślałam, czy dyrektorką szkoły nie powinna być kobieta, nie wiem czemu zdecydowałam się na chłopa ostatecznie. A to był błąd. Głównie dlatego, że jego narracji było w konspektach sporo i była kijowa. Nie potrafię pisać męskich postaci, nie ukrywam tego. Narracja Mirka, Daniela czy Alka chyba mi jeszcze jako tako wychodziła, ale to pewnie dlatego, że byli dziećmi, bo jak Mirek robił się starszy, robiło mi się dziwniej nim pisać. A narracja Piotra była tak bardzo nienaturalna, że trochę przypał. Kobietą by mi się jednak lepiej pisało.

No i poza tym, kilka rodzinnych i fabularnych kwestii by się faktycznie lepiej spajało, jakby dyrektorka była kobietą. Także żegnaj Pjoter, będziemy cię miło wspominać. 

8.03.2023

W sumie to ja lubię Króliczą kołysankę. I bardzo lubię motyw zmyślonego przyjaciela, który okazuje się być kimś strasznym. Nie zaprzeczam też, że ten motyw jest już zbyt przewidywalny i wyświechtany. Być może ktoś kojarzy taką creepypastę jak Pan Widemouth, w sumie w dużej mierze się na niej wzorowałam podczas pisania. Jest to zresztą jedna z moich ulubionych past, polecam cieplutko. Po latach podobała mi się mniej, ale nadal nie jest tak zła jak Jeff the Killer.

Ale właśnie dzisiaj przyszedł mi do głowy pewien pomysł, jak napisać to opowiadanie na nowo. Tylko że raczej nie będzie tam happy endu, niestety. Ale cóż, muszę się nauczyć pisać także smutne zakończenia. Zawsze chcę, aby moi bohaterowie żyli długo i szczęśliwie ale to czasem nierealne... 

Przy okazji dzisiaj zaczęłam pisać drugą wersję Stacji: Borowiec Zachodni, która za wiele wspólnego z pierwowzorem nie ma, poza tym, że jest pociąg i drugi świat. Nawet tytuł będzie raczej zmieniony. Ale myślę, że ta wersja będzie nieco lepsza. Dzisiaj natrzaskałam z 1000 słów, co jest super, bo przy rusałce pisałam ledwo 500. Może nawet napiszę drugie tyle wieczorem i może nawet je skończę w najbliższym czasie. To by było coś. Nie jestem jedynie pewna, jak je zakończyć, ale na pewno coś wymyślę.

***

Ha, skończyłam! 1735 słów, czyli krótko, a treściwie. Teraz, świeżo po napisaniu mi się podoba bardzo, szczególnie jestem dumna z moich opisów otoczenia, nie powiem, że nie. :P Może mam duże ego, potrzebuję jakiegoś recenzenta, który mnie zjedzie. No nic, wrócę do tego opowiadania za parę dni i zobaczymy, czy znajdę jakieś braki. Ale na razie wydaje mi się fajne. Chyba nawet bardziej straszne niż pierwsza wersja. 

W przeciwieństwie do rusałki. To coś się nade mną znęca. No ale to byłoby dziwne, jakby opko o rusałce co morduje ludzi się nade mną nie znęcało, chyba. 

Jak pisałam kiedyś, planuję wziąć w tym roku udział w NaNo. Jak wiadomo, w NaNO trzeba z a  p i e r d a  l a ć  z pisaniem i w sumie nie wiem, czy z moim "1730 słów napisałam dzisiaj, ale dużo" podołam. No ale trzeba próbować!

9.03.2023

Nie wiem, czy dwóch czytelników mojego bloga to zauważyło, że bardzo lubię długie zdania. Na przykład w nowej Królowej mrówek mam coś takiego:

Gdy dyskomfort przekroczył moje granice, otworzyłam usta aby krzyczeć, ale to wtedy dopiero cała chmara tych małych nóżek wyszła z moich ust, rozpanoszyła się po całej mojej twarzy, po ciele, łaskocząc, wgryzając się i aplikując pod moją skórę słodko pachnący, gęsty kwas, powoli mieszający się z moją krwią i panoszący się po moim organizmie, powoli docierający do serca, do mózgu, przypominający mi o tym, że śmierć czyha na mnie wszędzie, że na każdym rogu czai się niebezpieczeństwo, wydawało mi się wręcz, że czuję nad sobą tysiące śmiejących się ze mnie twarzy.

92 słowa. A wcześniej było jeszcze więcej, ale zrobiłam dwa oddzielne zdania z reszty, tego już raczej nie podzielę bo na razie dobrze mi brzmi (ale podkreślam, na razie). Mam nadzieję, że jak zostanę kiedyś faktycznie pisarką, to nigdy żaden polonista nie wpadnie na pomysł, aby uczyć uczniów rozbioru zdania na moich zdaniach. 

Ale na pewno mam tam jakieś błędy interpunkcyjne.

***

Wracając do tematu creepypast aka ciarowklejek, to strasznie żałuję, że zrobiłam się stara, sceptyczna i trudna do wystraszenia, bo bardzo ciężko mi znaleźć historię, która zrobiłaby na mnie jakieś wrażenie. Przykładowo, jedną z moich ulubionych wklejek była Stacja Kisaragi, w ogóle podobała mi się jej forma rozmowy na forum. Ale teraz jak czytam to myślę jedynie "Hasumi, odłóż ten telefon a nie z anonami gadasz, zaraz bateria ci padnie". Na obronę powiem, że taki thread istniał faktycznie, więc jest to zrozumiałe czemu pasta tak wygląda. W formie rozmowy telefonicznej w sumie wyglądałaby realistyczniej, bo sporo osób rozmawia przez telefon w takich sytuacjach chociażby po to, aby nikt ich nie zaatakował w ciemnościach. Niemniej jednak, bardzo lubię historie o pociągach, innych światach i pociągach do innych światów, więc tę ciarowklejkę też lubię.

Bardzo lubiłam też klasyczne Samobójstwo Myszki Miki i Samobójstwo Skalmara. Teraz uważam, że są chujowe. Szczególnie te drugie - dobry Cthulhu, jakie to jest edgy! Jakieś zamordowane dzieci powstawiane dla jajec do odcinka, jakieś hiperrealistyczne oczy. Już lepsza historia by była, jakby to był po prostu odcinek o Skalmarze popełniającym samobójstwo, bez żadnych marnoszokerowych wstawek, można by z tego zrobić jakiś psychologiczny dramat. Ale nieee, dajmy pocięte dzieci.

Za to po latach trochę się zdziwiłam, że Smile.jpg nie jest aż taką złą historią, jak niektórzy opisywali. Nie są to wyżyny pisarstwa, a dołączone grafiki już mnie nie nawiedzają w koszmarach (w przeciwieństwie do mordy Jeffa the Killera, brrr), ale to naprawdę przyjemna i klimatyczna historia. No, o ile historia o jakimś paskudztwie nawiedzającym ludzi w snach i popychającym ich do samobójstwa może być przyjemna. I wyczuwam teraz nawiązania do Lovecrafta, które zawsze doceniam.

W ogóle na ogół nie lubię historii o przeklętych plikach, grach, zaginionych odcinkach z hiperrealistycznymi oczami, Smile.jpg ma tę przewagę, że było jednym pierwszych z nurtu, z drugiej strony Samobójstwo Skalmara też a jest beznadziejne. Jedyną fajną historią o zaginionej grze jaką czytałam jest Killswitch, bo nie ma tam jakichś umazanych krwią jeży, pociętych dzieci i mordowania, ale tajemnica, zagadki, ponury klimat kopalni, nawiązania do komunizmu, czeskie piosenki ludowe a narrator nie dostaje ostatecznie pierdolca. Więcej takich wklejek poproszę. 

A najlepsza pasta to bezkonkurencyjnie ta. O wiele lepiej mi się żyło przed jej lekturą. Ale faktem jest, że mogę mieć trochę paranoję na punkcie zdrowia, bo przeżywam każde przeziębienie jak Twój Stary, (spisuję testament i swój żywot) a jak mam swoją codwutygodniową migrenę to podejrzewam albo raka mózgu, albo wściekliznę właśnie.

11.03.2023

Pomyślałam, żeby to właśnie Dzieciaczki pisać na tegoroczne NaNo. Pomysł na tyle dobry, że mam już uniwersum obmyślone, notatki zrobione, poprzednie 50k nabite, więc mając tę starą wersję pod ręką powinnam dać radę. Nie wiem, na ile to sprawiedliwe, ale patrząc na to, ile tam zmian zajdzie, chyba nikt mi za to głowy nie urwie. Poza tym nie zamierzam tam wklejać w całości starych scen, tylko je pisać na nowo. :P

Ale no, mówimy o listopadzie, a mamy marzec. Osiem miesięcy mam jeszcze w zanadrzu. W czasie ich trwania mogę zmienić zdanie osiemnaście razy.

Dzisiaj zaczęłam pisać na nowo Kołysankę i nabiłam 2,2 słów, także sporo więcej niż zazwyczaj, cieszę się bardzo. Na pewno swój wpływ na to miało to, że miałam starą wersję pierwszej sceny a także to, że wróciłam na weekend do domu, a zmiana środowiska zawsze pomaga.

Mam gotowy plan na początek, zakończenie, a za bardzo nie mam pomysłu, co będzie się działo w środku, ale coś wymyślę. Tak to jest, jak się pisze tylko z bardzo ogólnym planem. Nie wiem, ile słów mi wyjdzie ostatecznie, ale wydaje mi się, że będzie dwa razy dłuższe niż pierwotna wersja. Ogólnie pozmieniałam uniwersum, bo akcja dzieje się teraz w dalekiej przyszłości, a światem rządzą magiczne króliki. Musiałam wymyślić jakiś powód, dlaczego nikt miałby nie wierzyć Marcie, że jej koleżanka jest zwyrolem i akurat wymyśliłam taki. Nigdy nie pisałam dystopii, ale w sumie bardzo mało na tym aspekcie się skupiam, bo to nie jest najważniejsze.

13.03.2023

Piszę kołysankę i mam pewien problem, bo zastanawiam się, czy nie zrobiłam Perełki zbyt sus. Wiadomo, że musi być sus, bo czy dziwny królik okazujący dość duże zainteresowanie małą dziewczynką może uniknąć bycia sus, ale w tej wersji chyba przesadziłam. Ale z drugiej strony to nie jest żaden plot twist dla czytelnika, że Perełka jest bestią z Warszawy*, więc może nawet nie ma co bawić się w subtelność.

*wybrałam to miasto na miejsce akcji, bo jako że ma dużo ludności, ma największą szansę na przetrwanie siódmego masowego wymierania, po którym dzieje się akcja. Poza tym, ze względu na to, że jest stolicą (tyle lat, a nic się nie zmieniło!) najbardziej pasowało na umieszczenie tam dwunastometrowego pomnika świętego królika. Nie wykluczam jednak, że podczas pisania moja niechęć do Warszawki może wziąć górę i stwierdzę, że stolica została przeniesiona do Wrocławia lub Łodzi. Najchętniej bym w ogóle umieściła akcję w Gdańsku, ale nie ma szans, za tyle lat to już będzie miastem podwodnym dla rusałek i wodników.

W sumie to nie ustaliłam, za ile lat akcja się dzieje, no ale jakieś 1000 lat na pewno stuknie. Mogłabym stwierdzić, że po praktycznym zniszczeniu świata to i stare miasta zostały całkowicie zniszczone i ludzie założyli nowe, ale myślę, że ludzie raczej odbudowywaliby stare. Ludzie przywiązani są do starych rzeczy.

15.03.2023

Nie mówiłam o tym, ale wstrzymałam pisanie rusałki, właśnie z powodów, o których wcześniej wspominałam. Stwierdziłam, że nie ma co się męczyć, na razie zajmę się pisaniem opowiadań, które dają mi więcej radości, a do rusałki na pewno wrócę, bo to zbyt dobra rzecz, aby ją porzucać. Zrobienie przerwy a potem spojrzenie na tekst świeższym umysłem jest zawsze dobrym rozwiązaniem. 

Kołysanka się pisze. Jest już dłuższa niż tekst oryginalny, a jeszcze nie dotarłam do wątku głównego. XD Ale raczej nie będzie to bydlę, postaram się w miarę możliwości streszczać. Fajnie by było coś z tym tekstem potem zrobić, myślałam, czy nie spróbować wysłać do Fantazmatów, o ile zmieszczę się w 100k znaków.

***

Martusia jest chyba najbardziej bierną postacią, jaką stworzyłam. Ona dosłownie nic nie robi. I nie może nic robić, bo muszę jej postać prowadzić konsekwentnie.

Mam dwa pomysły na zakończenie i efekt końcowy zależy do tego, czy Martusia coś zrobi. Jak zrobi, to nadal będzie złe zakończenie, ale nie aż tak złe jak wtedy, gdy nic nie zrobi. Korci mnie, aby ostatecznie było pierwsze, ale drugie byłoby realniejsze i mniej naciągane i schematyczne. Przykra sprawa.

16.03.2023

Mam pomysł na opowiadanie, które byłoby swojego rodzaju dekonstrukcją motywu miłości pokonującej śmierć. Jest sobie parka, załóżmy, że Ola i Ania. Ola to utalentowana magiczka, a Ania to taka sobie swojska babka. Pewnego dnia Ania umiera, a Ola zrozpaczona płacze nad jej ciałem. Okazuje się, że jej łzy sprawiły, że Ania zmartwychwstaje, wiecie, tak jak w bajkach. Jest tylko jedno ale - skoro miłość Oli wskrzesiła Anię, ale dziewczyna potrzebuje teraz tej miłości stale, aby być podtrzymaną przy życiu. Ania wie o tym, strasznie ją to przeraża, boi się, że Ola przestanie ją kochać, bo to będzie znaczyło dla niej śmierć. Przez ten lęk zaczyna stawać się nieświadomie nachalna i zdesperowana, co przytłacza Olę i sprawia, że ta faktycznie zaczyna się męczyć i uczucie zaczyna wygasać. Ironia tragiczna. Mam nadzieję, że nikt czegoś takiego nie napisał, bo będzie mi przykro. Po raz pierwszy od dawna wpadłam na coś w miarę kreatywnego. :P

19.03.2023

Zdecydowanie jestem stworzeniem działającym na baterie słoneczne. Od razu jest głowa jaśniejsza, myśli kreatywniejsze, jak jest cieplej i słoneczniej. Minus jest taki, że nie za bardzo chce mi się siedzieć w domu i najchętniej od rana do wieczora chodziłabym po lasach albo plażach. Najładniej jest między Jelitkowem a Sopotem, tak w ogóle. Znajdują się tam edgy czarne muszelki! Zajebiste są. Macie wszyscy w wakacje przejść się plażą między Jelitkowem a Sopotem, starczy już tych terenów podmolowych. 

Kołysanka się nadal pisze, chociaż wolno. Mam 7811 słów i nadal nie dotarłam do najważniejszego punktu akcji. Chyba zaczynam się wlec na starość, kilka lat temu miałabym w tej liczbie pięć epilogów.

30.03.2023

Ostatnio miałam problemy z rozplanowaniem sobie czasu i praktycznie nic nie pisałam, ale dzisiaj trochę nadrobiłam. W końcu dotarłam do tego najważniejszego punktu akcji w Kołysance, od tej pory będzie tylko trudniej. Zaczęłam spontanicznie też pisać początek innego opowiadania, które dokończę kiedyś, ale całkiem sporo tego natrzaskałam, ku mojemu zdziwieniu. Początki się zawsze najlepiej pisze, a potem to już ciężko, oj ciężko.

Poza tym, za dwa dni kwiecień, a ja na kwiecień zaplanowałam sobie zacząć pisać trzecią część Gwiazdołapacza i nabić przynajmniej 35k, takie ćwiczenie przed NaNo. Myślałam, że do tej pory będę miała skończoną Rusałkę. A potem, że Kołysankę. Hehe, ani to, ani to nie pykło. No, chyba że wstąpi we mnie natchnienie i walnę całość w dwa dni, ale niestety, nie widzę, aby się to zapowiadało.

A ostatnio sporo mam jeszcze innych pomysłów, ale to typowe. Chodzi mi po głowie coś w stylu, że jest sobie biedna hehe piwo dziekan studentka, która jest medium i sobie dorabia pomaganiem ludziom w ich nietypowych, duchowych problemach, głównie przez to, że włazi im do snów i na podstawie tego, co tam widzi, znajduje rozwiązanie. Wiecie, że wszyscy myślą, że diaboł opętał, a tak naprawdę to nie diaboł, tylko głęboko skrywane kompleksy. Korci mnie, aby bohaterka była chujem jak doktor House, ale może to przesada, już się wystarczająco naprodukowałam chujów.

1.04.2023

Faktycznie, przystąpiłam do pisania kolejnej części Gwiazdołapacza na moje kwietniowe wyzwanie, ale nie napisałam tego dużo. Wiecie, mam taki problem, bo przy czyszczeniu otwartych kart zauważyłam stronę z odcinkiem Katastrof w przestworzach, no i go obejrzałam, a potem obejrzałam kolejny, i kolejny... Jedenaście odcinków jak na razie zaliczyłam, a mam ochotę włączyć następny. Takie życie, muszę lekcje dla uczniów przygotować, skończyć recenzję na zajęcia, opka pisać, ale te samoloty korcą, oj korcą.

2.04.2023

Odcinek o lądowaniu na rzece Hudson mnie zainspirował. Samolot zderzył się z kluczem ptaków, nastąpiła awaria silników, pilotowi udało się wylądować w wodzie i wszyscy przeżyli. Niesamowita historia, właśnie takie o udanych lądowaniach awaryjnych lubię najbardziej. Jednak jedna rzecz mnie, miłośnika przyrody a szczególnie ptactwa, bardzo zabolała. Mianowicie w pewnym momencie odcinka utrzymuje się taka narracja, że ptaki są problemem dla samolotów. No nie wątpię, że są, tak samo jak samoloty są problemem dla ptaków, a nie ulega wątpliwości, kto na niebie był pierwszy i do kogo niebo należy z natury, a kto jest tam intruzem (ale nie uważam, że samoloty należy zbanować czy coś, spokojnie).

I tak narosła we mnie wizja. Opko o wojnie ptasio-lotniczej. Jest sobie ptak, załóżmy, że bocian, bo lubię bociany. Ma swoją rodzinę, którą traci przez zderzenie z samolotem, a on sam wychodzi z tego poobijany. Jak to u głównego bohatera, narasta w nim chęć zemsty i prowadzi swoją własną krucjatę przeciwko samolotom (jeszcze nie obmyśliłam jak, ale postaram się, aby było to coś kreatywniejszego niż sranie na okna). Po drodze spotyka różne ptaki, takie, które mają podejście jak on, ptaki szukające kompromisu na różne sposoby oraz jakieś boidudy co uważają, że powinni przestać latać, bo niebo jest teraz niebezpieczne i lepiej nie ryzykować. Nie wiem, czy pójdę bardziej w słodko-gorzkie opko o tym, jak ciężko znaleźć równowagę na świecie, czy w gorzkie, w którym bocian zostaje praktycznie terrorystą i z własnej woli wlatuje do silnika samolotu, aby ten się rozbił. Zobaczymy, o ile w ogóle to napiszę. To będzie albo bardzo złe i głupie, albo bardzo dobre, nic pomiędzy. I będzie wymagało trochę researchu. Ale to nic złego, bo research jest zawsze najlepszą zabawą.

3.04.2024

Dotychczasowo Rusałka była obsadzona w fikcyjnym mieście, nad fikcyjnym jeziorem, ale właśnie odkryłam, że w Gdańsku jest miejsce, które wydaje się być idealne, aby to właśnie tam umieścić akcję. Aż jestem pod wrażeniem, że usłyszałam o nim po raz pierwszy. Trójmiasto mnie ciągle zaskakuje. Nie byłam tam nigdy oczywiście, ale gdy tylko będę miała wolną chwilę, a pogoda dopisze, pojadę tam zrobić research.

***

Wiecie, nigdy nie zrobiłam mapki do Gwiazdołapacza. I to był błąd. Duży błąd. Teraz próbuję zrobić mapę Krasnej Puszczy i zaobserwowałam już kilka zawirowań czasoprzestrzeni. Obecnie nie mam pojęcia, jak rozwiązać, to, że Diamencik jako pierwszą rzekę znalazła Łudynę, a nie Omar i gdzie umieścić chatę Motyl i Bursztyn aby było sensownie, w miarę blisko zarówno Gwiazdki, jak i Wiśni. Jak umieszczę na środku, to mi Omar przeszkadza. Ludzie, róbcie mapy! Nawet jak nie umiecie. Ja też mówiłam, że nie umiem, a teraz wychodzi, że nabazgrane kilka plam byłoby lepsze niż nic.

4.04.2023

Jakoś zrobiłam mapkę i wydaje się być na razie sensowna, ale obawiam się, że po ponownym wczytaniu się w tekst znajdę nieścisłości. No nic, taki żywot.

A w międzyczasie skomponowałam drugą piosenkę i jest zajebista. Tak zajebista, że aż chyba ją nagram, aby jej słuchać. Szkoda tylko, że nie umiem śpiewać. 

7.04.2023

Dobrnęłam do końca pierwszej części Kołysanki! Dzisiaj postanowiłam sobie, że nie ma bata, muszę to skończyć i udało mi się. Wybiło mi prawie 14k słów, czyli mniej więcej tyle, ile planowałam na całość. Tak to właśnie jest z tym pisaniem. Druga część, mam nadzieję, będzie krótsza, a przynajmniej jej plan jest o wiele krótszy. 

W ogóle jestem z siebie zadowolona, bo napisanie całej tej części zajęło mi niecały miesiąc. Sama się zdziwiłam, bo marzec trwał tak długo, że byłam pewna, że tworzę to pół roku. Czyli umiem nabić 14k w miesiąc, to fajnie. Nie jest to 50k oczywiście, nawet 35k też nie, ale jest to nadal o wiele więcej, niż myślałam, że umiem.

12.04.2023

Wspólnymi Siłami zakończyło działalność i jest mi smutno, bo bardzo lubiłam czytać ichniejsze ocenki oraz artykuły, bardzo wiele mnie nauczyły. Chciałam kiedyś coś swojego im wysłać, ale zawsze były zajęte kolejki. :P Innych takich miejsc w internecie nie znam, może słabo szukam. Bardzo bym chciała, aby ktoś mi powiedział kilka słów prawdy, bo zaczynam żyć w przekonaniu, że piszę najlepsze rzeczy na świecie i w ogóle klękajcie narody. Ufam opiniom znajomych, ale wiem, że przez to, że mnie (chyba) lubią, mogą trochę zbyt uprzejmie oceniać moją twórczość.  

Ale wiecie co, czytając artykuły, uświadamiam sobie pewne braki. Chociażby taka podstawa podstaw, że główny bohater musi mieć cel. I w sumie... Martusia nie ma żadnego celu. W drugiej części tak, ale w pierwszej nie. Można by uznać, że jej celem jest przyjaźnienie się z Perełką, ale nie wiem, czy o to chodzi. :P To po prostu dziecko, które sobie żyje i z którą gada niepokojący królik. Jest całkowicie bierna, wszystko, co się dzieje wokół niej, wynika z woli innych. W sumie Bella ze Zmierzchu taka była, ale śmiem sądzić, że Martusia jest fajniejsza niż Bella hehe. Ale też może to zarysowywać kontrast, bo w drugiej części już jakieś działania podejmuje, w większości słabe, ale jednak. Nie wiem, będę musiała popytać ludzi, co o niej sądzą, bo mimo wszystko postać raczej realistyczna, ale czy ciekawa? 

Piętnastego marca pisałam, że mam dwa pomysły na zakończenia, które zależą od tego, czy ona coś zrobi czy nie. Już podjęłam decyzję, jak to się wszystko skończy i jednak wcale nie będzie to zależało od tego, czy coś zrobi, bo stanie się tak czy siak. Przykro mi. Ale generalnie wizje się potrafią zmienić po kilkanaście razy podczas pisania, więc wszystko się może zdarzyć. 

***

Wcześniej zaczęłam pisać początek tego opka o studentce wchodzącej do snów w narracji pierwszoosobowej. Ostatnio mam na taką fazę, Kołysankę też przecież przepisałam na pierwszoosobówkę. Natomiast dzisiaj spojrzałam na ten tekst i stwierdziłam, że jakoś sucho brzmi ta narracja i w ogóle mi się nie podobała. Przerobiłam więc wszystko zupełnie na trzecioosobówkę i stwierdzam, że wygląda to wszystko o wiele lepiej i muszę przeprosić tę narrację, że ją zaniedbałam, już nie będę! 

Chociaż może to wynikło przez to, że główna bohaterka jest jeszcze w powijakach. Nadal mnie korci myśl, aby była strasznym chamem. Wcześniej myślałam, aby lubiła p i w o jak na studenta debila przystało, ale ostatecznie zmieniłam jej p i w o na Arizonę.

Podoba mi się w ogóle ten wstęp, więc go tu wstawiam, a co. Nie wiem, czy nie przesadziłam z tymi otchłaniami, ale to generalnie bardziej ironia, niż poezja. :P

Nadchodził koniec miesiąca, więc ci obywatele, którzy nie byli albo wyjątkowo bogaci, albo wyjątkowo oszczędni, zaciskali pasa oraz skrupulatnie liczyli relikwie swoich wypłat w nadziei, że pozwolą one na przeżycie następnych dni. Nasza bohaterka nie była wyjątkiem, z tą różnicą, że od tych obywateli różniła się tym, że nawet nie dostała żadnej wypłaty, ani w tym miesiącu, ani w żadnym poprzednim. A tego ranka lodówka ewidentnie na nią spojrzała swoją ziejącą pustką otchłanią. 

Pod wpływem tej niebytnej siły perswazji bohaterka zajrzała do swojego portfela rzuconego gdzieś w głąb ziejącej chaosem otchłani plecaka i znalazłszy tam Mieszka i Bolesława, odetchnęła z ulgą, że raczej da radę kupić jedzenie na następny tydzień. Następnie zmartwiła się tym, że nie wie, czy wystarczy jej na bilety na tramwaj, które ostatnio gwałtownie podrożały. A potem uderzyła ją obuchem w głowę rozpaczliwa myśl, że w tym miesiącu o Arizonie musi zapomnieć.

16.04.2023

Podjęłam decyzję o tym, że zamiast pisać trzecią część Gwiazdołapacza, poprawię pierwszą i być może drugą. Oprócz błędów stylistycznych, chcę dopisać kilka scen czy opisów. Nie wiem, kiedy się za to wezmę i ile mi zajmie. Problem jest generalnie też taki, że mi się robią dziury fabularne. Na przykład, w kwietniu siostry wprowadzają się do tej rozpadającej chałupy, w lipcu chałupa nadal się rozpada, chociaż niby robią tam jakiś remont, a w styczniu/lutym, w którym rozgrywa się akcja trzeciej części, wciąż się rozpada i w końcu Grom się za to bierze i im robi ten dom. Nawet jak ma to być śmieszne na zasadzie "haha remont miał zająć tydzień a zajmuje prawie rok", to mi to nie gra. XD

20.04.2023

W temacie poprawiania Gwiazdołapacza. Po długim przemyśleniu doszłam do wniosku, że pomysł, aby plot twist, że "opętana" Diamencik tylko udaje, aby zażartować i wystraszyć siostry jest niezbyt fajny i może być szkodliwy. Trochę to brzmi, jakbym uznała, że dzieci udają choroby psychiczne dla atencji, a ja nienawidzę takiego myślenia. Miałam co prawda na myśli wyśmianie ludzi, którzy zwykłe wygłupy dzieciaka biorą za objawy jakichś diabłuw demonuw i złej energii komiksów, ale zinterpretować można to różnie. Mam pewien pomysł, jak to napisać inaczej i mam nadzieję, że mi to wyjdzie. 

W ogóle słabo ostatnio z pisaniem, oj słabo. To nie kwestia natchnienia, bo wręcz przeciwnie, pomysłów mam sporo, chęci też. Ale wiecie, st*dent debil zawsze zrzuci winę na wszystko, nie na siebie. :P Dość powiedzieć, że z kwietniowego wyzwania nici, w maju też raczej takiego nie zrobię, bo jeśli praktyki w bibliotece nie wpłyną magicznie na moje lenistwo, to ciemno to widzę. Może w wakacje jakoś lepiej sobie rozplanuję grafik, kto wie.

22.04.2023

Napisałam pierwszy rozdział nowego FSŻ, jest trochę dłuższy niż pierwotny i nieco się różni akcją. W ogóle, jak pisałam to uderzyło mnie parę szczegółów - tak właściwie, to po kiego Wiśnia szła z Gwiazdką? Niby z nudy, ale serio zaraz przed festiwalem nie miała nic do roboty? I dlaczego one zamierzały odnaleźć Różę, Jagodę i Diamencik dzięki łażeniu po jakichś odludziach? Z Jagodą to wiadomo, że się dowiedziały od Groma, ale z Różą to był jedynie szczęśliwy traf, bo Gwiazdce "sny tak powiedziały". Oj, imperatyw zawisł nad tym opkiem mocno. Niby Gwiazdka jest jednak trochę przesądna i traktuje sny jak serious business, ale Wiśnia powinna jej powiedzieć, żeby się ogarnęła.

W nowej wersji Wiśnia chce pomóc Gwiazdce, bo jej zwyczajnie współczuje (hehe, kto by pomyślał, Wiśnia umie współczuć), jeszcze nie wiem, jak rozwiążę tę akcję z Różą, ale już mam pewien pomysł, zobaczymy co z tego wyjdzie. Nic skomplikowanego - coś w rodzaju nagłego telefonu do świątyni o jakichś bandytach, którzy bezprawnie okupują pusty dom. Nadal imperatyw, ale powiedzmy sobie szczerze, czy książki nie stają się ciekawsze, jeśli pojawia się w nich chociaż jeden niesamowity zbieg okoliczności? :P Ja przykładowo bardzo lubię Kłamczuchę, której linia fabularna jest zupełnie nieprawdopodobna, ale to właśnie w tym leży jej urok. Poza tym jest to powieść obyczajowa, a Gwiazdołapacz dzieje się w uniwersum, gdzie typiara pokonała szatana mówiąc mu, że lubi jeść aronię (nadal uważam to za jedną z najśmieszniejszych scen, jakie wymyśliłam). Nie ma co traktować tego tak poważnie, tak myślę.

***

Prolog, pierwszy rozdział i początek drugiego - 3650 słów i to praktycznie wszystko dzisiaj. Oczywiście, duża część to przepisany i nieco poprawiony tekst z poprzedniej wersji, ale jestem z siebie bardzo zadowolona. Jednak umiem trochę tych słów nabić. Jakbym pisała tyle słów codziennie w listopadzie, to bym szybko dała sobie radę z NaNo. Nie wiem jak z jakością, ale do tego wrócimy później. :P

Tak w ogóle to zastanawiam się, czy FSŻ broni się jako samodzielna część, a nie prolog do całości. UUW ma konkretną fabułę, intrygę, plot twisty, wszystko spoko, natomiast w FSŻ tego brakuje. Nie mam pojęcia, czy opowiadanie jest samo w sobie interesujące, skoro od razu wiadomo, że Gwiazdka znajdzie siostry, a Lilla Bella to jej matka. Może jedynie akcja z tym, że Gwiazdka zmartwychwstaje jest nietypowa, ale tutaj też potrzebowałabym opinii z zewnątrz. xD Chyba muszę pokombinować nad fabułą.

23.04.2023

Drugi i trzeci rozdział skończone. Wspaniale się bawiłam przy redakcji, naprawdę. Szkoda, że zajmuję się pisaniem tego, co nie trzeba, a nie tego, co trzeba. Myślałam, że w ten weekend napiszę choćby wstęp do pracy rocznej, ale nie pykło. Muszę też jakąś inną śmieszną prackę napisać na przedmiot o przewodnikach. I po co ja szłam na tę filologię polską? Bo będziemy dużo pisać, będzie fajnie. Kij tam. Nadmiar pisania szkodzi.

Ale nie no, lubię swoje studia, żeby nie było. Nawet bardzo lubię. Ludzka potrzeba narzekania jest jednak niepokonana.

28.04.2023

Ojeny, jak mi się ostatnio nie chce. Dzisiaj skończyłam czwarty rozdział, który w połowie i tam jest przepisany z poprzedniej wersji, więc za wiele tam roboty nie miałam. W poniedziałek na pisanie raczej czasu nie mam, we wtorek też średnio, za to resztę tygodnia mam praktycznie wolną. Ale że jestem leniem, to po powrocie z zajęć o 10 odpalam plik, o 13 dopisuję jedno zdanie, o 15 coś poprawię i ogarniam, że muszę zaraz jechać na korki. Gdy wrócę do domu, już mi się nic nie chce. Chyba czasu znowu odinstalować tego Twittera, za dużo czasu na nim spędzam. Jak go ostatnio miałam odinstalowanego, to o wiele pożyteczniej mi się żyło.

1.05.2023

Ten nowy FSŻ naprawdę wyjdzie długi. Dla porównania, pierwotnie na 65 stronie rozmawiali już z Diamencikiem. Obecnie na 65 stronie bohaterowie są ledwo po odkryciu, co pan Czarek dodaje do swoich warzywek.

Stwierdzam też, że muszę popracować nad dialogami, bo mam bardzo ubogie słownictwo, jeśli chodzi o opisywane wypowiedzi. Ciągle i ciągle są te same słowa: powiedział, oznajmił, stwierdził, powiedział, oznajmił, mruknął, powiedział, krzyknął, itd, itp. Najczęściej bez żadnych przysłówków. Będę musiała nad tym trochę posiedzieć.

5.08.2023

Ostatnio się bawiłam w robienie drzew genealogicznych rodzin w Gwiazdołapaczu. Bardzo rozbudowałam daleką rodzinę Wiśni, na którą poświęcę pewnie co najwyżej dwa rozdziały i to w dalekiej przyszłości. A co tam, trzeba mieć takie rzeczy przygotowane, a jak wiadomo, każdy musi mieć co najmniej dwójkę dzieci, a ta dwójka dzieci też musi mieć dwójkę dzieci... Jeszcze trzeba rozpisać w kalendarzu, kto kiedy wziął ślub i z kim. 

Po takim długim czasie co prawda powinnam mieć opowiadanie skończone, no ale trudno! Do wakacji postaram się wyrobić. Mam 32,5k słów i cztery rozdziały co najwyżej do końca. A potem albo skończę Rusałkę, albo zacznę coś nowego, bo mam pewien pomysł na dość krótkie opowiadanie. Zobaczymy.

20 lut 2023

Pisarskie postanowienia na rok 2023

Zgadza się, mamy końcówkę lutego, a ja dopiero piszę postanowienia. Na szczęście nie jest to nielegalne, więc policja raczej nie przyjedzie na bloggera z tego powodu.

Postanowienia noworoczne mają to do siebie, że lubią się sypać, ale zawsze są jakąś motywacją – szczególnie, jeśli podzieliłam się nimi publicznie. Poza tym, jak najbardziej starałam się zachować realizm. A jak nie pyknie – to trudno, zawsze będzie następny rok! (chyba)

1. Napisać trzy opowiadania. Wliczam w to również Gwiazdołapacze. Pomyślałam najpierw, aby zwiększyć tę liczbę do pięciu, ale w tamtym roku skończyłam równo jedno (1) dłuższe opowiadanie (Królowej Mrówek i Volidier Sakruma nie zaliczę, no bo jednak króciutkie były...), więc może tak nie szalejmy. Miło by było jednak, jakbym dobiła do tych pięciu, ale trzy to absolutne minimum, inaczej muszę cofnąć czas.

2. Przeczytać 52 książki. Ostatnio bardzo mało czytam, jedynie książki na zajęcia a i to nie zawsze bo często lecę na streszczeniach, a umówmy się – to widać po stylu pisania. Liczba może być dość duża, patrząc po tym, że w ostatnim roku przeczytałam może z dwadzieścia książek (nie wiem konkretnie, listy żadnej nie robiłam, a moje lc umarło już dwa lata temu i nie mam głowy go aktualizować), ale patrząc po liście lektur na egzamin, powinno pyknąć. :P

3. Skończyć UUW – to spoko, najpewniej na dniach, ale również napisać i skończyć trzecią część. Fajnie by było też czwartą część napisać, bo też mam pomysł, ale może już nie wybiegajmy tak daleko w przyszłość.

4. Wziąć udział w NaNoWriMo 2023 – od długiego czasu o tym myślałam, ale trochę się cykałam i myślałam, że może nie teraz, może kiedy indziej. Myślę, że odpowiednia chwila nadeszła. Listopad nie jest dla mnie szczególnie natchnionym miesiącem (zauważyłam, że najlepiej mi się pisze w lato oraz w październiku), ale spróbujemy! Nie wiem, czy dobiję 50k słów, a już w ogóle czy dobiję je w miesiąc. Przykładowo, dzieciaczki mają ponad 60k, ale pisałam je przecież dwa lata, więc o czym mówimy xD. Na szczęście mam cały rok na spróbowanie siebie i ćwiczenie. :P Nawet myślałam, czy nie spróbować zrobić sobie takiego ćwiczenia w marcu, jak się wyrobię z UUW, a jak nie, to w kwietniu. Zobaczymy, ile mi słów pyknie i jak szybko.

5. Skończyć rusałkę i gdzieś ją wysłać. Cały rok sobie na to daję, bo to trzeba powoli, na spokojnie.

6. Daję sobie wolną przestrzeń przy rozbudowie jakiegoś większego projektu – być może redakcja dzieciaczków, być może rozpoczęcie czegoś innego.

7. Najprostsze, a najtrudniejsze – zacząć pisać przy stoliku (biurka nie mam, na szczęście nie muszę już zdawać matury kmwtw), a nie w łóżku. Chyba są jakieś naukowe badania na to, ale ja widzę po sobie, że mi się produktywność zwiększa, jak siedzę przy stoliku jak człowiek, a nie jak jakiś leser w łóżku. Ale mi się bardzo ciężko z niego podnieść, szczególnie, że moje łóżko zajmuje połowę pokoju.



A podsumowując rok 2022:

- zaczęłam pisać Gwiazdołapacza, czyli najpiękniejsze uniwersum, jakie wymyśliłam, a zaczęłam je wymyślać, jak miałam 8 lat. W zasadzie mogłam to zrobić już w 2020 i wtedy bym pewnie teraz tworzyła szósty tom… Nie no, nie oszukujmy się, bym poprawiała po raz dziesiąty pierwszy. Cieszę się, że w końcu się za to zabrałam. Kto ma wiedzieć ten wie, że to miała być pierwotnie gra komputerowa i nawet robiłam do tego muzykę, ale czy kiedykolwiek ostatecznie zaistnieje w tej formie, tego nie wiem.

- jeden rozdział dzieciaczków skończony i jeden napisany w połowie. Szczerze, to mnie trochę zszokowała ta liczba, myślałam, że natrzaskałam tego więcej, ale okazało się, że praktycznie wszystko napisałam wcześniej, jak ten czas leci! Ale za to dużo redagowałam, więc nie ma co narzekać.

- dwa krótkie opowiadania – Królowa mrówek i Volidier Sakruma. Pierwsze mi się podoba chociaż pewnie je kiedyś poprawię, drugie nie, ale starałam się dać z siebie wszystko, a bawiłam się świetnie przy przerabianiu tego pięknego, starego łańcuszka.

- nie wiem ile książek przeczytałam i wolę nie liczyć

Dobrze, to chyba tyle dzisiaj. Do następnego posta, którym będzie, miejmy nadzieję, ostatni rozdział UUW!

18 lut 2023

spis opek

Bloguś mocno zarósł kurzem i pajęczynami, ale spokojnie, mam już parę pomysłów, jak go odświeżyć! Ostatnio sporo myślę, sporo piszę, a dwóch nauczycieli mnie zmotywowało do tego chwaleniem mojego domniemanego potencjału (jedna to pani profesor ze sporym dorobkiem naukowym, więc wierzę w jej doświadczenie) i coraz poważniej planuję udział w jakimś konkursie literackim lub wysłanie gdzieś moich dzieł, więc się dzieje!

Tym bardziej, że jak wróciłam do domu na ferie to dowiedziałam się, że nie ma internetu, więc zostałam zmuszona do robienia czegoś innego niż oglądanie Youtubków i scrollowanie Twittera (od tego w ogóle muszę przerwę zrobić, bo już uzależniona jestem), także czytam, piszę i spaceruję, bo nic więcej nie mogę, nawet gitary i kredek nie mam. Można powiedzieć, że sytuacja mnie wspiera.

Dzisiaj taka luźna notka, spis opowiadań, nad którymi obecnie pracuję, skończyłam pracować, które redaguję lub planuję. Pod koniec roku wrócę do tej listy i zobaczymy, czy coś się zmieniło, czy coś przybyło. :P


Dłuższe:

* Festiwal spełnionych życzeń - niedawno skończyłam redagować. Nie ma tam żadnych zmian w fabule, jedynie dopisałam kilka moim zdaniem przydatnych scen, poprawiłam trochę opisy, bo jak czytałam to mi zęby zgrzytały. Zaliczyłam do dłuższych, chociaż to bardzo krótkie opowiadanie, ale skoro ma rozdziały, to niech już będzie. W sumie się cieszę, że udało mi się napisać coś niezbyt długiego ale treściwego, bo to coś niemożliwego u mnie.

* Ucieleśnienie ukrytego wnętrza - zostały mi trzy rozdziały + epilog do końca, dwa mam w zasadzie napisane i mogłabym je dodać, ale ich nie dodam, dopóki nie zredaguję poprzednich rozdziałów. No cóż, gdy czytałam je, aby przypomnieć sobie, co tam się działo, to zastanawiałam się, czy na pewno ja jestem ich autorką. Ale co się dziwić, pisałam je na odpierdol, aby jak najszybciej je zaliczyć i zająć się robieniem czegoś innego i to widać jak na dłoni. Ekspozycji jak mruwkuw i praktycznie żadnych sensownych opisów, żadnych emocji, drętwota, dialogi też jakieś nie teges. Na szczęście już jestem w końcówce i najpewniej na dniach pojawią się nowe rozdziały. Ach, i dodam, że mam napisane ponad 30k słów, a przecież to nie jest jeszcze całość, więc wychodzi na nieco dłuższe niż poprzednia część.

* Ogień – tytuł roboczy i oczywiście, jest to trzecia część Gwiazdołapacza. Mam tam jakiś konspekt napisany, wiem o czym będzie, bardziej ogarnęłam bohaterów niż całą fabułę, ale myślę, że mój mózg coś wymyśli. Tak w skrócie – jest środek zimy, a śniegu ni widu ni słychu, co do tej pory na wyspie się nie zdarzyło. Równolegle krążą plotki o dziwnym dymie wydobywającym się z jednej willi, więc dwie ekipy bohaterów wyruszają zbadać tę sprawę. Tak, jestem ekologiem, więc aluzje są oczywiste. To będzie chyba jedna z najbardziej antyburżujskich rzeczy, jakie napisałam. A rozwiązanie walki z głównym bossem jest chyba szczytem mojego poczucia humoru. Dodam jeszcze, że pojawią się trzy nowe istotne postaci, z czego aż dwie to mężczyźni, ja to miałam rozmach przy wymyślaniu.

* Dzieci z Betonowego Miasta - odłożyłam do lodówki. Uwielbiam to uniwersum i bohaterów, więc nie sądzę, aby tam siedzieli jakoś długo, lecz tak jak kiedyś mówiłam, zapędziłam się w kozi róg w pisaniu. Przez tyle rozdziałów praktycznie nic się nie wydarzyło, a w dodatku narobiło się sporo dziur fabularnych, które wymuszają na mnie przepisanie od nowa. Muszę też pozmieniać kilka postaci, niestety, w tym uczynić Nadię jedynaczką. Ale spokojnie, Bartek żyje i ma się dobrze, po prostu urodził się w innej rodzinie. :P

* Samotność w Dolinie Wiatrów – kiedyś, wieki temu, zaczęłam to pisać. Teraz chciałabym znowu, ale trochę się boję, że to spieprzę. To jednak dość poważne opowiadanie. Ma polegać na tym, że zaczyna się typowo horrorowo - chłopak podczas samotnej wycieczki trafia do zabitej dziurami dechy, tam się dzieją jakieś dziwne rzeczy, a jego nowa koleżanka ma być opętana przez jakieś tałatajstwo, co wszyscy czczą. Potem się jednak okazuje, że (prawie) żadnych tałatajstw nie ma, a przyczyny dziwnych rzeczy są o wiele bardziej przyziemne i przez to straszniejsze, ale to już trochę spojler (czy można spojlerować coś, co jeszcze nie powstało? Zagwozdka). Wiecie, coś jak Higurashi, minus dziwne choróbsko. No i nadal nie umiem zdecydować, czy akcja powinna się dziać współcześnie, na początku lat 90 czy może 80, ale chyba zdecyduję się na to ostatnie, bo aluzje polityczne.

* Tancerze – kolejny tytuł roboczy i kolejne opko, które planuję od wielu, wielu lat. Wiem jedno – to będzie CEGŁA. Patrząc po moich pomysłach na sceny, na fabułę, na rozwój bohaterów, no nie ma mowy, że to się skończy na dwudziestu rozdziałach. Może za 10 lat zacznę to pisać i kolejne 10 poświęcę tworzeniu jego. Przy czym mam wrażenie, że wymyśliłam dość bystrą fabułę, bo sporo oszukiwania czytelnika będzie i sporo niewiarygodnych narratorów, z główną bohaterką na czele. Tak pokrótce, to akcja jest o tym, że praktycznie już umierająca dziewczyna wywołuje arcywiedźmę Siviane (kto czytał Dzieciaki uważnie to może kojarzy kto to :P), która zamienia ją w wiedźmę. Bohaterka wykorzystuje te moce aby spędzić ostatnie dni życia jak zwykła nastolatka, no i przy okazji wyrwać swojego crusha. Z opisu brzmi jak typowe fantasy YA i nie będę oszukiwać, będzie mnóstwo nawiązań do takiej literatury, bo główna bohaterka całe życie czytała takie rzeczy i myśli, że tak wygląda rzeczywistość. Ale w przeciwieństwie do YA moje opko krytykuje toksyczność i zaborczość, w sumie bardzo dobitnie. No, romans to nie jest, ja nawet nie umiem pisać romansów. Umarłabym z cringu.


Krótsze:

* Rusałka z poczuciem humoru – piszę to opowiadanie teraz i mi idzie nieźle, mam napisane 10k słów i 2k luźniejszych, krótkich scen, myślę, że jestem w ¼ co najmniej. Zainspirował mnie czyjś komentarz na Twitterze, że za morderstwa smiley face (to taka teoria spiskowa, że istnieje szajka, która topi młodych chłopaków, a potem rysuje uśmiechnięte buzie w pobliżu miejsca zbrodni, tutaj macie filmik o co cho ) odpowiadają rusałki z poczuciem humoru. Ostatecznie okazało się, że ani morderstwa na płci jeszcze piękniejszej ani rysowanie uśmiechniętych buziek nie jest istotą tego opowiadania, bo wyszedł mi jakiś kurde obraz nierówności w społeczeństwie. Powiem jeszcze, że w dużej mierze pisałam pod wpływem American Psycho (filmu, książki nie znam), a to wiele mówi. Główna bohaterka jest okropna, ale co się dziwić, dałam jej wszystkie moje przeszłe i obecne wady. A piszę w narracji pierwszoosobowej, więc trzeba się do niej przyzwyczaić. Nie wiem, czy antypatyczne dziewoje mogą zdobyć taki poklask jaki zdobywają panowie w typie Patricka Batemana czy Jokera, ale mam nadzieję, że jak ktoś pomyśli, że Rozalka to dosłownie on/ona/ono, to nie zrobi z tego swojej osobowości.

* Herbatka z panem Śmiercią – strasznie mi się podoba mój pomył na to opko, chociaż trochę nie wiem, jak je zacząć, bo mam kilka równoległych pomysłów, ale coś na pewno wymyślę. Początkowo miało być to takie wholesome opowiadanie, jak zmęczona życiem dziewczyna spędza tydzień z niezwykle optymistycznym i trochę oderwanym od rzeczywistości chłopakiem, wiecie, mnóstwo opisów pięknej nadmorskiej przyrody i architektury Trójmiasta. Wyszła mi za to jedna wielka krytyka na pewien typ ludzi, którego bardzo nie lubię, a z którym dzielę pewne skłonności, więc na pewno pisanie będzie świetną zabawą. A jest to krytyka typu „haha taki wygląd wasz”.

* Królicza kołysanka – usunęłam to opowiadanie z blogusia. Może je kiedyś poprawię, a może już zostawię w lodówce na zawsze, szczerze mówiąc, nie wiem. W każdym razie, musiałabym trochę uatrakcyjnić akcję, bo to co się działo, było tak wyświechtane i przewidywalne, że szkoda kurde gadać.

* Nekromantyczność – napisałam to opowiadanie jakieś trzy lata temu i nawet je dokończyłam, co jest ewenementem! Oczywiście, było bardzo słabe, a zakończenie to dosłownie coś najgorszego. Nie mniej jednak chciałabym je zredagować dobitnie i coś z nim zrobić, bo je w pewien sposób lubię. I nazwa całkowicie celowa, to opowiadanie jest BARDZO obrzydliwe. Fabuły wolę na razie nie opowiadać, bo jak opiszę pobieżnie, to wyjdzie głupio, a jak opiszę szczegółowo, to zdradzę najważniejsze plot twisty. Ale spokojnie, nie ma tam nekrofilii, nie jest to też fanfik Seiga Kaku x Miyako Yoshika.

* Diniłaj moja miłość – opowiadanie w uniwersum Gwiazdołapacza, opowiadające o rządach Diniłaj, okiem jej przyjaciółki. Sytuacja jest taka, że napisałam zakończenie, a cała reszta czeka na ogarnięcie. Ale kiedyś, kiedyś na pewno. Może jak skończę redagować UUW. Nie mam pojęcia, jak mi wyjdzie wątek romantyczny, który jest jednak bardzo istotny, ale kiedyś trzeba spróbować.

* luźne opka z Gwiazdołapacza – jedno o Nini i jej kradzieżach z tatą, drugie o wróżkach i ich zespole, trzecie o Róży (w sumie nie wiem co ona tam konkretnie będzie robić ale wiem, że chcę o niej napisać), a czwarte o tym, jak pojawiła się kometa i Gwiazdka za punkt honoru wybrała, że ją zniszczy. Problem jest taki, że to mają być krótkie opowiadania, a ja na ogół piszę ogromne kobyły, ale będziemy próbować.


No dobrze, to chyba tyle. Następny post to będzie kolejny rozdział UUW. Przysięgam!

18 wrz 2022

Nieregularne podsumowanie mojego ukulturalniania się [6]

 

A jednak napisałam nową notkę! Dzisiaj też będą trzy dzieła, każde z innej beczki i z innego kraju, i na temat każdego trochę dość długich przemyśleń jak na notkę będącą podsumowaniem. ;)

WYSPA SKARBÓW (1988)

 


Radziecki film animowany wyprodukowany przez ukraińskie studio Kievnauchfilm, ostatnio bardzo popularny w internecie i źródło typowo zoomerskich memów (np. tego fajnego remiksu), w którym prawie wszyscy bohaterowie są chadami. Obejrzałam go, bo po pierwsze lubię memy, a po drugie lubię radziecką animację, jest pięknie psychodeliczna, a po trzecie zdałam sobie sprawę, że nigdy nie przeczytałam Wyspy skarbów, a akurat klasyczną literaturę dla dzieci mam obcykaną. Kojarzy mi się, że po kilku stronach stwierdziłam, że jest nudne. Nie wiem na ile ta adaptacja jest luźna (ale domyślam się, że bardzo XD), ale za to teraz przynajmniej wiem, o czym ta historia opowiada oprócz tego, że są piraci i wyspa skarbów. Jest dużo bitek, strzelania, fajek i rumu, jak to w dobrej bajce dla dzieci o piratach być powinno. Ale spokojnie – w filmie pojawiają się bardzo mądre piosenki śpiewane przez PRAWDZIWYCH PIRATÓW ŁAAAŁ, które opowiadają o szkodliwości palenia papierosów, picia alkoholu i zaletach uprawiania sportu. Proszę państwa, to są właśnie morały, których potrzebujemy w kreskówkach!

Jak wspominałam, bohaterowie są chadami - chociaż niektórzy stwierdzą, że nazwanie ich chadami to obraza, bo są kimś więcej. Główny bohater, Jim, w amerykańskiej kreskówce byłby przegrywem – jest rudy, ma piegi i okulary, jest grzeczny, ułożony i słucha się mamy. Tutaj jednak Jim to przekoks, który spuszcza łomot dwa razy większemu piratowi (i to wszystko dzięki codziennym ćwiczeniom!), oprócz tego ma strasznie znudzony życiem głos, przez co się z nim identyfikuję. Najbardziej popularny w internecie jest wiecznie roześmiany doktor Livesey, którego ktoś nazwał radzieckim Jokerem, ale doktor ma taką przewagę, że nie smęci czegoś o życiu w społeczeństwie i nie bije swojej dziewczyny, jedynie bije się z piratami wąchając zarazem kwiatek, uroczo! Bardzo mi się spodobał też kotek z początku filmu i liczyłam, że będzie się pojawiał później, ale niestety nie. :( Natomiast John Silver, główny antagonista, to potężny i epicki badass który wzbudza respekt samym głosem. Jakby był bohaterem anime, na pewno by znajdował się wysoko w rankingach złoli.

Grafika filmu kojarzy się z dziełami typu Asterix i Obelix, postacie mają wielkie nosy, wielkie stopy i są same albo bardzo wielkie, albo bardzo małe. Za to po sposobie animacji od razu widać, że mamy do czynienia z radzieckim dziełem, bo ta trochę psychodeliczna animacja, te ruchy postaci są nie do podrobienia.  Dubbing u niektórych postaci, mam wrażenie, brzmiał trochę niezręcznie, ale może tak miał brzmieć (np. u Jima) ale za to np. Livesey czy John Silver brzmieli rewelacyjnie.

Film mi się bardzo podobał – dobrze zrobiony, dość zabawny bo się zaśmiałam w dwóch miejscach, ma fajne postaci i fabułę. Polecanko, dobra zabawa dla całej rodziny - o ile wasza rodzina zna rosyjski lub angielski, bo niestety polskiego dubbingu nie ma, wersji z lektorem istnienia też nie stwierdziłam. A szkoda!


MOOMINVALLEY - drugi sezon



Jakiś czas temu obejrzałam pierwszy sezon najnowszej serialowej ekranizacji Muminków i szczerze mówiąc, nie bardzo mi się podobała. Z prostego powodu - była NUDNA. Zaraz ktoś tu przyjdzie i powie: No i czego się dziwisz, przecież Muminki same w sobie są nudne. A ja się z tym nie zgadzam!! Muminki są spokojne, ale na pewno nie nudne. Ale tutaj były nudne. Chyba jedynie odcinek o strażniku parku mi się podobał. Nawet odcinek o Nini był taki se. Animacja i grafika była super, pojawiały się fajne sceny, generalnie wszystkie z Muminkiem i Włóczykijem, ale sceny to jedno, a odcinki to drugie. W dodatku odniosłam wrażenie, że autorzy mają dużo ciekawych pomysłów (chociażby ostatni odcinek z przodkiem), ale średnio potrafią je podać. Także podchodziłam bardzo niepewnie do drugiego sezonu, głównie przekonało mnie to, że ponoć w tym sezonie Włóczykij wyjawia, co robił na południu - a to bardzo ważna rzecz. 

Także obejrzałam. I wiecie co? Podobało mi się. Nie wiem, czy to serial się poprawił, czy to u mnie zwiększyła się tolerancja, ale pomimo że nadal akcja była baardzo spokojna, nie czułam się szczególnie znudzona. Tutaj już naprawdę sporo odcinków mi się podobało - był o Topiku i Topci, w dodatku ze sceną sądu, parodia kryminału w którym bohaterowie próbują zgadnąć, kto stoi za zniknięciem Filifionki (ale pewnie każdy znający lore się szybko domyślił ;)), odcinki ekranizujące Tatusia Muminka i morze, każdy lepszy od poprzedniego, i na końcu ekranizacja mojej ulubionej Doliny Muminków w listopadzie, czego się nie spodziewałam (ale zdecydowanie zabrakło mi Wuja Truja :<). Po prostu przyjemny serial, chociaż bardzo luźnie podchodzący do pierwowzoru.

Pogadajmy o bohaterach, bo to zawsze najlepsza część. Większość charakterów jest trochę zmodyfikowana - są nadal do siebie podobne, ale coś się w nich zmieniło. Muminek na przykład to bardziej typowy nastolatek niż typowy dzieciak, jest pozytywnie nastawiony, lubi przeżywać przygody, jednocześnie ma swoje humory. Panna Migotka to ciekawy przypadek, wyraźnie widać, że scenarzyści próbowali jej dać charakteru (ale ja i tak uważam, że Panna Migotka miała charakter! po prostu była grzeczna i spokojna), w sumie też ją można określić jako typową nastolatkę. Na ogół jest miła, ale dość charakterna i ciągle ma jakieś wąty do Muminka, ale to całkowicie zrozumiałe - każdy by się denerwował, jakby twojego chłopaka bardziej interesował jego przyjaciel, ba, cały fandom by ich shipował. Tatuś Muminka to jeszcze większy Twój Stary (TM) niż ten do którego przywykliśmy, myśli, że jest najlepszy na świecie i przeżywa kryzys wieku średniego. Natomiast Mamusia Muminka jest nadal cudowna, kochana i based, ale pokazano w tym sezonie jej drugą stronę, zgodnie z fabułą Tatusia Muminka i morze. Ryjek to Ryjek, nadal łasy na hajs i traktowany jak piąte koło u wozu, biedactwo. Buka przypomina tę polską, chociaż wydaje mi się, że jest mniej strasznie przedstawiona, ale nadal budzi respekt.  A dwie postaci zasłużyły na oddzielne paragrafy.

Pierwsza to Mała Mi. Ja generalnie lubię Małą Mi, tak, jest zołzą, ale zołz też potrzebujemy w towarzystwie, aby czasem powiedziały parę słów prawdy. Bywa niemiła i złośliwa, oraz robiąca głupie rzeczy, ale poza tym też dość bystra, jest zupełnym badassem i mimo wszystko, widać, że lubi swoich bliskich, chociaż się do tego nie przyzna. Natomiast ta Mi... Zapomnijcie o wszystkich zaletach, które wymieniłam i zostawcie tylko wady. Tak, dokładnie tak to wygląda. Nie umiem o niej powiedzieć NIC dobrego. To taki synonim słowa wrzód, tylko gdzieś tam siedzi i dręczy bogu ducha winnych ludzi. Nawet nie ma jakichś śmiesznych ripost czy tekstów. Mam nadzieję, że zaliczy jakiś character development, bo w sumie pod koniec coś się zaczęło dziać, a jej relacja z Latarnikiem była urocza.

Włóczykij też się różni od i książkowego, i tego chada z anime, którego wszyscy kochają. Poznajemy go w momencie, jak jest wkurzony, bo go Ti-ti-uu śledzi i nie pozwala mu komponować. Tak, Włóczykij wkurzony. Znający książki pewnie się nie zdziwili, ale ci znający tylko anime, w którym jest wiecznie spokojny (i wyraźnie czymś zrobiony), musieli przeżyć szok. Generalnie Włóczykij w tym serialu to taki cichy dzieciak, bardzo sympatyczny, ale towarzystwa nie lubi, imprez się chyba w ogóle boi, woli pochodzić po lesie i grać na harmonijce, potrafi rybę złowić i ognisko rozpalić ale nie umie poprosić o dodatkową reklamówkę w sklepie (nikt mi nie powie, że jakby chodził do sklepu to by prosił o dodatkową reklamówkę, no nie ma rady). Ale nadal to Włóczykij, mądry chłop, indywidualista żyjący poza systemem, którego nie da się nie lubić. Po prostu jest teraz bardziej relatable. Nie oszukujmy się.

Mam problem z muzyką. Intro jest bardzo fajne, piosenki są super, wiele z nich słucham sobie do pisania czy spacerowania, ale w ogóle nie kojarzę samej muzyki w tle. Chyba jakaś była, ale w ogóle jej nie uchwyciłam. To najlepiej o ścieżce dźwiękowej nie świadczy. Na szczęście piosenki to wyrównują. :P

W ogóle kwestia dubbingu. Wiem, że istnieje polski, ale legalnie go nie uświadczysz, nielegalnie też nie - widziałam, że na Chomikuj coś wisi, ale nie mam tyle transferu, aby pobrać. Oglądałam więc w oryginale. Szczerze mówiąc - wiem, że to nie najlepiej o mnie świadczy xD - miałam trochę problem ze zrozumieniem dialogów. Jednak jestem bardziej przyzwyczajona do amerykańskiego akcentu, wszystkie kreskówki, jak nie po polsku, to po amerykańsku, natomiast mój jedyny kontakt z brytyjskim akcentem to słuchowiska na lekcjach angielskiego oraz Monty Python, którego i tak oglądałam z polskimi napisami lub lektorem. Ale osłuchanie czyni cuda! I właśnie w połowie drugiego sezonu zaczęłam całkowicie rozumieć co bohaterowie mówią. Nie wiem, czy to właśnie to nie jest przyczyną, że mi się pierwszy sezon nie podobał - zbyt dużo energii zużywałam na zrozumienie dialogów, więc nie rozumiałam ogólnie akcji i było dla mnie nudne. Musiałabym obejrzeć jeszcze raz i to sprawdzić.

Podsumowując - rozpisałam się tak, że mogłaby to być w sumie oddzielna notka. Także jak najbardziej polecam Moominvalley fanom Muminków, bo to bardzo dobry serial jest, bywa śmiesznie, bywa smutno, ale przede wszystkim jest ten muminkowy klimat. Ja osobiście polecam każdemu, kto lubi to lore.


BAKEMONOGATARI (light novel)


Nie wiem, co mnie pokusiło, aby to przeczytać, ale przeczytałam (i pewnie będę czytać dalej). Być może byłam po prostu ciekawa, jak wygląda pierwowzór mojego love-hate anime. I wiecie co wam powiem? To chyba częste w gatunku light novel, ale styl pisania mi przypominał opko człowieka, co dopiero zaczyna się uczyć pisać.

Zdania są napisane.

W ten taki oto.

Sposób.

Nie wiem czy to ma.

Dodać głębi.

Czy ki czort.

Oprócz tego pojawia się dużo ekspozycji za którą każdy recenzent by urwał głowę. A przynajmniej tak mi się wydaje, nie jestem recenzentem i sama nadużywam ekspozycji. XD

Ale w posłowiu autor powiedział, że Bakemonogatari napisał bardziej dla zabawy niż na poważnie - i ja to rozumiem, też piszę rzeczy bardziej dla zabawy i brzmią one tak sobie. Można podyskutować na ten temat, bo ja ich nie wydaję, a Nisoisin tak, ale nie poruszajmy tego tematu.

Jednak opowiadania czyta się dobrze, niektóre dialogi są nudnawe ale można je pomijać, a niektóre bardzo sympatyczne i bystre, fabułę samą w sobie w tym sezonie lubiłam bardzo, także i w książce mi się podobało. Narracja bywa... dziwna, ale przyjmijmy, że Koyomi jest dziwny i nikt nie chciałby znać kogoś takiego jak on, więc stąd to się bierze. Poza tym jako że jest to pierwsza książka z serii, liczę, że z czasem poziom się poprawi, bo i tak bywa.

Także te opinie, że anime jest lepsze, to jest prawda. Nie dość, że w anime przemyślenia bohatera na ogół ograniczają się do bloków tekstu których nikt nie czyta, nie ma zdań pociętych na kawałki, no i jest ta specyficzna animacja, której z oczywistych względów nie ma w książce. Bo szczerze mówiąc, to właśnie ta dziwna animacja mi się najbardziej podoba w tej serii. Nie mniej jednak będę czytała książki dalej, chociaż nadal w sumie nie wiem czemu. Wiem za to, że jakby wydali tę serię w Polsce, to bym ją kupiła. Ech, Monogtari, nienawidzę cię.